Oh a mogę tu napisać? Pod wcześniejszym nie napisałam bo nie miałam pomysłu... :( przepraszam Dobra napisze a co mi tam
~Anna~
Jestem Anna. Mam młodszego ode mnie o 7 lat brata który nazywa się Max. Nasza matka umarła. W wypadku samochodowym. A nasz ojciec nas bije. Najczęściej jest wtedy pijany... Dlatego go nie cierpię.
Wracając ze szkoły wstąpiłam do przedszkola. To był nasz pierwszy dzień w szkole (tego roku) wiec wzięłam jego malutki plecak i przerzucilam przez ramię. Dałam Max'owi batonika ze swojej torebki. -I jak tam w przedszkolu, mały?- Spytałam uprzejmie. -Całkiem fajnie! Poznałem innych chłopców!- Pochwalił się.- A blizna juz nie boli!- Pokazał mi swoją rączkę i faktycznie blizna wyglądała juz lepiej niż wczoraj. Uśmiechnęłam się do niego. -To naprawdę super! Usiedliśmy na przystanku i czekaliśmy na autobus.
~~~
Siedziałam spokojnie przed biurkiem i rysowałam. Nagle usłyszałam wrzaski. -Chodź tu ty zasmarkany bachorze!- Warknął pijany ojciec. -Nie! ANIA!!!! Popędzilam przerażona do Max'a. Ojciec stal nad nim z uniesiona butelka i przugotowywal się do uderzenia. Stanęłam między nimi. -Stój!!! Odczep się od nas gowniarzu! Zostaw mojego brata!!! - zaslonilam Max'a swoim ciałem i...
- Anka, zaprowadź Codiego do szkoły. - rozkazał mój starszy brat John. - Dlaczego nie ty? - spytałam z wyrzutem. - Ma kaca. - odpowiedział Cody jedząc płatki na mleku. Wywróciłam oczami. John po smierci rodzicow dostał nas w opiece. Niestety, nie nadawał sie do tego. Ciagle sie upijał lub przyprowadzal jakieś panienki No i jeszcze te imprezy... - Chodz Cody. - powiedziałam dając za wygrana i podałam bratu kurkę. - Kocham Cie. - John wyszczerzył do mnie pożółkłe zemby. W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i zatrzasnelam za soba drzwi. W drodze do szkoły jak zwykle rozmawiałam z bratem o duperelach. Ciagle zapominam, ze Cody ma juz 7 lat. No cóż... Niedługo bedzie sie rozglądać za dziewczynami...
*Jakis czas pózniej* Nadszedł czas Nocy Dochow. Oczywiście John nie mógł przegapić takiej okazji na imprezę. Ja i Cody ( John nadal leczył kaca ) musieliśmy wszystko przygotować. Ustawiliśmy latarnie z dyni, sztuczne pająki, atrapy mumii, wampirów itp... Po jakiś kilku godzinach w koncu wszystko było gotowe. - John! - zawołałam swojego brata. Chłopak przyszedł zalany z butelka w dłoni. - Znowu sie upiles! - Mozliwe... - wycharczał. - Koniec imprezy... - Dlaczego? - spytał bezmyślnie Cody. - Dziewczyna Cie rzuciła? - Ty smarkaczu! - wycedził John unosząc butelkę. Nagle przed oczami stanęło mi całe zycie mojego brata. Juz nigdy miał by nie miec dziewczyny. Nigdy miałby sie nie całować. Nigdy nie miał by skosztować bycia dorosłym. Nie mogłam na to pozwolic. Wiedziona impulsem zasłoniłam Codiego własnym ciałem. Chciałam cos krzyknąć. Chciałam spojrzeć Johnowi w oczy. Liczyłam na to, ze moj starzy brat sie opamięta. Na marne... Pózniej zapadła ciemność, a w mojej głowie wciąż rozbrzmiewał przeraźliwy krzyk Codiego. Szkoda, ze go zawiodłam.
Ania właśnie szła z Elsą odpriwadzić swojego synka do szkoły. -Antek tylko uważaj na siebie-mówiła po raz 100 ruda -Dobrze, dobrze mamo...-chłopczykowi znudziły już się wieczne ostrzeżenia mamy. Gdy siostry odprowadziły Antka do szkoły ruszyły do pracy. Dzień zapowiadał się spokojnie, ale jak zwykle wszystko musiało się zepsuć. Do Anki zadzwonił telefon. Była to wychowawczyni jej synka. -Co się stało?-spytała Elsa podchodząc do siostry -Musimy jechać! -krzyknęła pura podpierając się rękami o biurko.-Szybko!-dodała po chwili. Dziewczyny wsiadły do białego auta blondynki. -Ale Ania co się stało?! Gdzie mam jechać?! -Do szkoły! Antek on... Niewiedzą gdzie jest! Po tych słowach Elsa przyśpieszyła. Po kilku minutach były już przed szkołą chłopca. Elsa pobiegła do wychowawczyni Antka, Ania chciała zrobić to samo ale coś ją powstrzymało. Usłyszała chłopięcy głosik proszący o pomoc. Pobiegła w stronę jego źródła. Okazało się, że to jej synek. Nad małym chłopcem stał pijany mężczyzna z butelką w ręku. Zaczął kierować ją bardzo szybko w stronę blondyna. -NIE!-Krzyknęła Ania wpychając się między chłopca a pijanego faceta. -MAMO!-krzyknoł wystraszony chłopiec -ANIA!-Elsa wyłoniła się zza rogu szkoły. Potem dziewczyna z całą zakrwawioną ręką upadła na ziemię. Elsa natychmiast podbiegła do siostry i położyła jej głowę na swoich kolanach. Mężczyzna gdy to zobaczył uciekł z miejsca zdażenia. Anna -Elso... Zaopiekuj się Antkiem-wyszeptałam -Spokojnie... Spokojnie przeżyjesz-siostra głaskała mnie po głowie, w ktòrej też utkwiło kilka kawałków szkła-Ania Ania... Pamiętasz co mówiła mama? "Nigdy się niepoddawaj, dąż do celu, który sobie wyznaczyłaś" pamiętasz?-spojrzała mi w oczy. Po chwili obraz się rozmazał a ja widziałam tylko ciemność...
Oh a mogę tu napisać? Pod wcześniejszym nie napisałam bo nie miałam pomysłu... :( przepraszam
OdpowiedzUsuńDobra napisze a co mi tam
~Anna~
Jestem Anna. Mam młodszego ode mnie o 7 lat brata który nazywa się Max. Nasza matka umarła. W wypadku samochodowym. A nasz ojciec nas bije. Najczęściej jest wtedy pijany... Dlatego go nie cierpię.
Wracając ze szkoły wstąpiłam do przedszkola. To był nasz pierwszy dzień w szkole (tego roku) wiec wzięłam jego malutki plecak i przerzucilam przez ramię. Dałam Max'owi batonika ze swojej torebki.
-I jak tam w przedszkolu, mały?- Spytałam uprzejmie.
-Całkiem fajnie! Poznałem innych chłopców!- Pochwalił się.- A blizna juz nie boli!- Pokazał mi swoją rączkę i faktycznie blizna wyglądała juz lepiej niż wczoraj. Uśmiechnęłam się do niego.
-To naprawdę super!
Usiedliśmy na przystanku i czekaliśmy na autobus.
~~~
Siedziałam spokojnie przed biurkiem i rysowałam.
Nagle usłyszałam wrzaski.
-Chodź tu ty zasmarkany bachorze!- Warknął pijany ojciec.
-Nie! ANIA!!!!
Popędzilam przerażona do Max'a. Ojciec stal nad nim z uniesiona butelka i przugotowywal się do uderzenia. Stanęłam między nimi.
-Stój!!! Odczep się od nas gowniarzu! Zostaw mojego brata!!! - zaslonilam Max'a swoim ciałem i...
- Anka, zaprowadź Codiego do szkoły. - rozkazał mój starszy brat John.
OdpowiedzUsuń- Dlaczego nie ty? - spytałam z wyrzutem.
- Ma kaca. - odpowiedział Cody jedząc płatki na mleku. Wywróciłam oczami. John po smierci rodzicow dostał nas w opiece. Niestety, nie nadawał sie do tego. Ciagle sie upijał lub przyprowadzal jakieś panienki No i jeszcze te imprezy...
- Chodz Cody. - powiedziałam dając za wygrana i podałam bratu kurkę.
- Kocham Cie. - John wyszczerzył do mnie pożółkłe zemby. W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i zatrzasnelam za soba drzwi.
W drodze do szkoły jak zwykle rozmawiałam z bratem o duperelach. Ciagle zapominam, ze Cody ma juz 7 lat. No cóż... Niedługo bedzie sie rozglądać za dziewczynami...
*Jakis czas pózniej*
Nadszedł czas Nocy Dochow. Oczywiście John nie mógł przegapić takiej okazji na imprezę. Ja i Cody ( John nadal leczył kaca ) musieliśmy wszystko przygotować.
Ustawiliśmy latarnie z dyni, sztuczne pająki, atrapy mumii, wampirów itp...
Po jakiś kilku godzinach w koncu wszystko było gotowe.
- John! - zawołałam swojego brata. Chłopak przyszedł zalany z butelka w dłoni. - Znowu sie upiles!
- Mozliwe... - wycharczał. - Koniec imprezy...
- Dlaczego? - spytał bezmyślnie Cody. - Dziewczyna Cie rzuciła?
- Ty smarkaczu! - wycedził John unosząc butelkę. Nagle przed oczami stanęło mi całe zycie mojego brata. Juz nigdy miał by nie miec dziewczyny. Nigdy miałby sie nie całować. Nigdy nie miał by skosztować bycia dorosłym. Nie mogłam na to pozwolic. Wiedziona impulsem zasłoniłam Codiego własnym ciałem. Chciałam cos krzyknąć. Chciałam spojrzeć Johnowi w oczy. Liczyłam na to, ze moj starzy brat sie opamięta. Na marne... Pózniej zapadła ciemność, a w mojej głowie wciąż rozbrzmiewał przeraźliwy krzyk Codiego. Szkoda, ze go zawiodłam.
Ania właśnie szła z Elsą odpriwadzić swojego synka do szkoły.
OdpowiedzUsuń-Antek tylko uważaj na siebie-mówiła po raz 100 ruda
-Dobrze, dobrze mamo...-chłopczykowi znudziły już się wieczne ostrzeżenia mamy. Gdy siostry odprowadziły Antka do szkoły ruszyły do pracy. Dzień zapowiadał się spokojnie, ale jak zwykle wszystko musiało się zepsuć. Do Anki zadzwonił telefon. Była to wychowawczyni jej synka.
-Co się stało?-spytała Elsa podchodząc do siostry
-Musimy jechać! -krzyknęła pura podpierając się rękami o biurko.-Szybko!-dodała po chwili. Dziewczyny wsiadły do białego auta blondynki.
-Ale Ania co się stało?! Gdzie mam jechać?!
-Do szkoły! Antek on... Niewiedzą gdzie jest!
Po tych słowach Elsa przyśpieszyła. Po kilku minutach były już przed szkołą chłopca. Elsa pobiegła do wychowawczyni Antka, Ania chciała zrobić to samo ale coś ją powstrzymało. Usłyszała chłopięcy głosik proszący o pomoc. Pobiegła w stronę jego źródła. Okazało się, że to jej synek. Nad małym chłopcem stał pijany mężczyzna z butelką w ręku. Zaczął kierować ją bardzo szybko w stronę blondyna.
-NIE!-Krzyknęła Ania wpychając się między chłopca a pijanego faceta.
-MAMO!-krzyknoł wystraszony chłopiec
-ANIA!-Elsa wyłoniła się zza rogu szkoły.
Potem dziewczyna z całą zakrwawioną ręką upadła na ziemię. Elsa natychmiast podbiegła do siostry i położyła jej głowę na swoich kolanach. Mężczyzna gdy to zobaczył uciekł z miejsca zdażenia.
Anna
-Elso... Zaopiekuj się Antkiem-wyszeptałam
-Spokojnie... Spokojnie przeżyjesz-siostra głaskała mnie po głowie, w ktòrej też utkwiło kilka kawałków szkła-Ania Ania... Pamiętasz co mówiła mama? "Nigdy się niepoddawaj, dąż do celu, który sobie wyznaczyłaś" pamiętasz?-spojrzała mi w oczy. Po chwili obraz się rozmazał a ja widziałam tylko ciemność...