poniedziałek, 19 października 2020

Rozdział 21 Problemy rodzą kolejne problemy

  Loki miał racje. Miał racje. Tak. Siedziała teraz na podłodze w szatni z opuszczoną głową. Obskurne kafelki wokół niej jeszcze bardziej przypominały o beznadziejnej sytuacji. Nie sądziła, że tak szybko sprawy się potoczą. Wydawało jej się to nie możliwe, bo przecież, która szkoła robi coś z dnia na dzień? 
Mając w świadomości Jessicę i Hansa, do tego wcześniejsza rozmowa z Nataszą.
- Wiem że to trudna sytuacja dla ciebie, ale wiesz jakie zasady panują w tej szkole - mówiła to swoim teatralnym sposobem, że dało się zauważyć czystą niechęć do tego co musiała jej powiedzieć
- Przecież miała pani mnie trenować do końca, aż ukończę szkoły - El prawie krzyczała - Była umowa. To, że królowa szkoły tego chce nie oznacza, że tak ma być, i jeszcze zostawiać mnie bez możliwości - stały tak przez moment, aż trenerka spuściła wzrok
- Przykro mi
To, by ją tak nie bolało, jakby nie obecność szyderczej dwójki przyglądającej się tej farsie zza band.
Z całej tej złości na zaistniałą sytuacje trafiła do szatni by nikt nikt nie widział jak moc uwolniła się i mróz pokrył ścianę na której znajdowały się rury, niekonserwowanych przez wieki pryszniców. Zimno rozsadziło metal, a woda zaczęła spływać na skuloną dziewczynę. Aby tego było mało, głosy oznaczające chłopców wracających z treningu zbliżały się niebezpiecznie w jej kierunku. Wstała gwałtownie widząc pół nagiego Jacka stojącego przed nią. Co mogło pójść jeszcze nie tak? - pomyślała
Ale oczywiście zawsze musiało być jeszcze gorzej, ponieważ ręcznik który był do tej pory zawiązany na biodrach Frosta - który i tak by prawdopodobnie znikną w najbliższym czasie z powodu, że byli pod prysznicami - osuną się niebezpiecznie w dół. Elsa nie wytrzymała. Pewnym i szybkim krokiem skierowała się ku wyjściu. Zostawiając dla reszty nie miłą, śliską, niespodziankę.
Elsa szła szybko korytarzem w stronę swojego pokoju, aby zabrać swoją torbę. Jej kroki były ciężkie i długie, a uczniowie na których natrafiała albo lądowali na ziemi kiedy, ich taranowała, albo próbując ją wyminąć, wpadali na ścianę. Jednak blondynka zbytnio się tym nie przejmowała. Wydarzenie mające niedawno miejsce były dla niej tak szokujące, że była tylko na wpół świadoma tego, co aktualnie robi. Jak oni w ogóle mogli zrobić jej takie świństwo? Tak ciężko pracowała, trenowała, nabijała tysiące siniaków, kaleczyła się od lodu, nabijała guzy odkąd skończyła pięć lat, a teraz co? Została tak podle potraktowana, zostawiona na lodzie. Dosłownie jak i w przenośni. Natasha już nie będzie jej trenerką. Teraz wszelkie kontrakty i obietnice nie miały żadnego znaczenia. Ha, a dlaczego? Bo pewna czarnowłosa zołza chce ją zniszczyć. Zniweczyć, zgnoić! Żeby ją tak piorun pierdo...
   Nagle blondynka wpadła na coś co tym razem postawiło mocny opór. Z cichym sykiem zaczęła rozmasowywać obolałe ramię i spojrzała na to coś, a jej oczom ukazała się burza rudych loków. Genialny moment...
- Elsa? - Merida wydała się być zaniepokojona zachowaniem blondynki - wszystko w porządku? Czemu wyglądasz jakby stało się coś co... - ale młoda łyżwiarka przerwała jej wściekle.
- ..zrujnowało na zawsze moje życie?! - w jej oczach wręcz zalśniły ogniki - Tak owszem! Wszystko się wali, słyszysz, wszystko! Wszystko nad czym pracowałam, wszystko o czym marzyłam, spieprzyło się na amen! -wrzasnęła na jednym wdechu, a jej twarz która, cała poczerwieniała, znajdowała się centymetr od twarz zdezorientowanej Meridy.
- Czyyyyli w sensie wszystko..? - rudowłosa przełknęła ślinę, chichocząc nerwowo.
- WSZYSTKO DO CHOLERY!! - wrzasnęła prosto w buzie przyjaciółki na co ta zacisnęła powieki, marszcząc czoło, jakby bała się że, wkurzona, żeby nie powiedzieć ,,wkurwiona,, blondynka jeszcze coś dopowie (coś, w sensie coś znacznie gorszego), jednak usłyszała tylko szybkie kroki, a gdy uchyliła delikatnie powieki, ujrzała jeszcze, tylko jak Elsa znika za rogiem i kieruje się w stronę schodów prowadzących do akademika.
- Okeeey, co tu się do cholery odjeba.., dobra, mniejsza.. - młoda Brave szybko pokreciła głową - Ojj, trza interweniować. Ekipo, ratuj.. - odwróciła się na pięcie i pobiegła wzdłuż korytarza, przepychają się przez uczniów, którzy stali zdziwieni całą sytuacją. Jedno jest pewne, nikt nie da rady spojrzeć Elsie w oczy przez najbliższy tydzień. Jeszcze wydłubałaby ich gałki łyżką Pani Smith ze stołówki. A to serio wielka łyżka..
***
- Kochanie... - Flynn oparł się brodą o ramię swojej blondwłosej miłość - Słoneczko, promyczku mój.. - jęczał jej koło ucha, co doprowadzało ją do szału. Było to widać przez drganie dolnej powieki w lewym oku i pulsująca żyła na czole.
- Przestań mi się podlizywać. Powiedziałam nie! Nie napisze ci tego opowiadania na angielski i nie, nie namaluje ci tego obrazu na plastykę! Masz radzić sobie z tym sam, zawaliłeś już klasę w zeszłym roku, zacznij się w końcu starać! - warknąła zirytowana dziewczyna i zrzuciła swojego chłopaka z ramienia, a ten walnął brodą o stół i jęknął z bólu i rezygnacji.
- Facet o rok starszy prosi żeby, jego młodsza dziewczyna odwaliła za niego cała robotę. Żal patrzeć.. - rzekł Hiccup, nie odrywając wzroku od książki, którą czytał nieprzerwanie od paru dni. Książkę mającą ponad dwa tysiące stron. Wszyscy dziwili się jak takie chucherko może to dźwigać.
- Zamknij się stary! To nie moja wina, że poświęcam się innym czynnością równie ważnym co nauka! - oburzył się Flynn, krzyżując ręce na piersi.
- Niby czym? - parsknął Jack, dłubiąc widelce w swojej sałatce. To nie tak że ją chciał. Po prostu  hamburgery się skończyły...
- Spaniem? Żarciem? Może oglądaniem porn.. - Kristoff zaczął wyliczać na palcach, ale szybko został zdzielony przez Astrid w tył głowy - Ajj...
- Dzięki stara, bo ode mnie oberwałby mocniej.. - chłopak Ross spojrzał na Krissa morderczym wzrokiem, za to Roszpunka obdarzyła Flynn'a bardzo podejrzanym spojrzeniem.
   Nagle drzwi do stołówki otworzyły się i wpadły przez nie dwie rudowłose dziewczyny, które szybko podbiegły do stolika, przy którym siedzieli ich przyjaciele.
- Mamy cholernie wielki problem..! - zaczęła zdyszana Merida, opierając się o blat.
- No no, dziewczyny spokojnie! Ja wiem że, moja praca domowa to problem globalny, ale.. - zaśmiał się Flynn tym razem to on został zdzielony po głowie.
- Cicho siedź! - warknęła Anna i cofnęła rękę - To na prawdę poważne! Musimy pomóc mojej siostrze. - spojrzała błagalnie na twarze całej paczki.
- Coś się stało? - Jack spojrzał na nie zmartwiony, odsuwając sałatkę. Nawet Hiccup siedzący do tej pory cicho, spojrzał na dziewczyny zaciekawiony.
- Została nieźle wyrolowana. Odebrano jej trenerkę. Zgadnijcie kto za tym stał.. -warknęła rudowłosa, spoglądając w prawą stronę na stolik, przy którym siedziała pewna czarnowłosa bestia że swoimi podwładnymi.
- Ta suka już dawno powinna zarobić w zęby.. - oburzył się Kristoff, również patrząc w tamtą stronę.
- Gdzie jest El? - Frost wstał gwałtownie od stołu, chcą już do niej pobiec
- Nie wiem, zniknęła mi z oczu tak szybko, jak się pojawiła - stwierdziła Merida
- Może, po prostu do niej zadzwonicie - niewzruszony głos Czkawki nagle otrząsną Jackiem
   Białowłosy spojrzał na niego jak na idiotę.
 - Już widzę jak odbierze...Muszę jej poszukać i jakoś...no wiecie.. - zagryzł wargę
 - Pocieeeeszyć? - Flynn poruszył charakterystycznie brwiami, ale musiał się szybko uchylić, bo inaczej oberwałby w twarz - No co?
 - Weź ty się przymknij debilu - warknął - Tak, pocieszyć, ale nie tak! - zerwał bluzę z krzesła
- Przecież nie jesteśmy w pieprzonej komedii romantycznej, prawie każda aplikacja teraz ma lokalizacje użytkownika ...- Czkawka przerzucił teatralnie oczami, zbyt teatralne, bo Frost wbił w niego wzrok na odchodne
- Jakby była, to komedia romantyczna, byłbym największym ciachem w całej szkole - puścił oczko i szarmancko się uśmiechnął
                                                                          ~~~***~~~
Stanęła przed drzwiami rezydenci, kilkukrotnie uderzyła wielką metalową kołatką. Dźwięk rozniósł się echem. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, zaczęła rozglądać się dookoła. Równo ścięta trawa i żywopłoty, marmurowe schody na ganek i wielkie dębowe wrota. Kiedy miała powtórzyć czynność, przednią pojawił się on, on który rozwiąże jej problemy. Od razu rzuciła mu się na szyje.
 - Hej kochana, co ty tutaj robisz? - Loki był wyraźnie zaskoczony jej widokiem
Mając ją w ramionach, rozejrzał się podejrzanie po okolicy.
- Hej Jelonku - stanęła na wprost niego, próbując mówiąc zrozumiale
-  Jesteś moją ostatnią szansą bycie najlepszą - to jedno jej zdanie sprawiło, że Jack, który do tej pory ukrywał się za ogrodzeniem, nie wytrzymał
Sądził, że takie rzeczy będą wypowiadane tylko do niego przez El.
- Elsa! - Frost staną w furtce
- Chłopcze, co ty tutaj robisz? - Laufeyson patrzył się raz na niego raz na nią
- No właśnie Jack co ty tu robisz! - odwracając się skrzyżowała rącze na piersi
- To chyba ja powinienem zapytać co ty robisz z nim! - warknął robiąc ten sam gest
    

niedziela, 15 lipca 2018

Rozdział 20 Podróż z przeszłością



  - To niesamowite, że posiadasz własny odrzutowiec - Elsa nie mogła wyjść z zachwytu
  - To chyba normalne dla syna Odyna, największego biznesmena i multimiliardera - westchnął
  - Nawet kazał mi go kupić, wiesz te wszystkie dramy rodzinne - przewrócił oczami
Stali przed samolotem i przez moment tak patrzyli, aż mężczyzna chwycił dziewczynę za rękę do wejścia. Przywitał ich pilot, życząc im miłego lotu. Blondynka usiadła w fotelu, który był tak przyjemny że czuła się jak na chmurce. Trzeba tylko wspomnieć, już wtedy lecieli w chmurach.
  Z głośników mieszczących się w ścianach płynęła cicha, delikatna muzyka, dodająca nastroju, jednak nie zapobiegła chwilowej, niezręcznej ciszy, która zapanowała między nimi. Loki patrząc zamyślony za okno, chwycił kieliszek wypełniony szampanem i wypił jeden, mały łyk, delektując się jego smakiem.
  - Myślałam, że nie przepadasz za alkoholem - wyksztusiła w końcu dziewczyna, gratulując sobie tego sukcesu.
  - KIEDYŚ go nie znosiłem, teraz...cóż, powiedzmy że staram się go nie nadużywać.. - puścił do niej oczko.
  - Jesteś niemożliwy, tyle czasu minęło a ty tak bardzo się zmieniłeś.. - zgarnęła z czoła niesforny kosmyk - Jednak widzę w tobie wciąż mojego najlepszego przyjaciela z dawnych lat.. - jej policzki pokrył bardzo delikatny rumieniec.
  - W sumie a propos minionego czasu.. - machnął palcem jakby odkrył coś niesamowitego - To ja już opowiadałem jak to wszystko wyglądało u mnie. Teraz twoja kolej. Co wydarzyło się przez ten czas? - odłożył kieliszek i oparł się łokciami o kolana.
   Elsa poczuła przypływ paniki. Jakoś nie uśmiechało się jej opowiadać o tych wszystkich wydarzeniach z przed paru miesięcy...
  - A wiesz..! - wybuchła nagle śmiejąc się nerwowo - Muszę przyznać że wydarzyło się wiele fajn...
  - Kłamiesz..- przerwał jej - Widzę to wyraźnie..- powiedział to tak, że jego twarz nie zmieniła swojego wyrazu nawet na sekundę.
  - J-ja..? - przełknęła ślinę. Zorientowała się że nie ma szans na wybrnięcie z tej sytuacji - No dooobraa, może czasami zdarzały się złe sytuła...
  - Kłamiesz.. - znów kamienna twarz
  - No ale czasami było całkiem dobrz.. - miała ochotę zacząć obgryzać paznokcie
  - Kłamiesz.. - westchnął jakby z nudów i przybliżył się lekko do jej twarzy tak, że widziała prawie tylko jego szmaragdowe oczy - Dla odmiany powiedz prawdę.. - zauważyła jak tęczówki Lokiego zaczynają świecić w odcieniu chłodnej zieleni - Mów..co się wydarzyło..- patrzył na nią uważnie.
   W tej chwili już zdała sobie sprawę, że nie ma z nim szans. Sam chłopak jest mistrzem w opowiadaniu kłamstw, ale również w ich wykrywaniu.
 Westchnęła przeciągle i zacisnęła knykcie.
   - Odkąd...przeprowadziliśmy się do Stanów, wszystko szło dobrze. Rodzice mieli dobrą pracę, ja i Anka poznaliśmy świetnych przyjaciół... - mówiła to próbując uniknąć jego wzroku, jednak gdy już go napotkała, nie potrafiła się z niego wydostać - Aż do tego dnia... - poczuła uścisk w sercu na samą myśl - Straciłam ich...Zginęli.. - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy - Nie ma już ich - opuściła głowę - Zostałam sama - próbowała zetrzeć kroplę z kącika oka, która między czasie zmieniła się w mały kryształek lodu - To spowodowało...- nie mogła się przełamać by, zacząć o tym rozmawiać tak bardzo otwarcie jak z nim, Lokim, który ma w sobie coś co sprawia że choćby nie wiadomo jakby się człowiek starał, nie potrafi skłamać.
   - Spokojnie - wstał i podszedł do Elsy, wyciągając do niej rękę w geście prośby o wstanie. Dziewczyna była zaskoczona jak po chwili została zamknięta w jego objęciach - Nie musisz mówić ...
   - I tak będziesz wiedzieć - dokończyła z cieniem uśmiechu
   - No wiesz, magia jest nieodłączną częścią mnie - kącik jego ust uniósł się figlarnie
        Uniósł dłoń, a z palców ulotniła się zielona smuga światła, która zamieniła się w jedwabną chusteczkę z fantazyjnymi wzorami. Przyłożył jej fragment do twarzy dziewczyny, wycierając jej mokre policzki. Każda kropla zamieniała się na materiale, w piękny błękitny kwiat uzupełniając haft.
   - Ślicznie ją ozdobiłaś.. - szepnął chichocząc, na co dziewczyna uspokoiła się i również się zaśmiała. Loki wykorzystał to i skupił się, zaglądając w jej umysł. Widział to jakby zielona mgła powoli rozprzestrzeniała się w coraz dalsze korytarze. Szkoła...przyjaciele...deskorolka...łyżwy...nagle krzyk, i CIACH, szybkie acz bolesne nacięcie. Kolejne i następne, błysk ostrza, szloch, krew, cień, znów błysk i CIACH, płacz i ból, który chłopak poczuł na własnej skórze, aż jęknął zaciskając zęby i złapał się za nadgarstek, który zaczął dziwnie pulsować. Chyba trochę przesadził...
   - Loki? - na dźwięk tego głosu zielona mgła natychmiast zniknęła, a mężczyzna drgnął, jakby nagle wyszedł z głębokiego transu.
   - Loki, wszystko dobrze? - dziewczyna delikatnie położyła rękę na jego ramieniu. Oczy chłopaka nagle się otworzyły, a ten, zanim Elsa zdążyła się zorientować, złapał jej ramię i podciągnął rękaw bluzki i ujrzał wiele charakterystycznych blizn, na co przed jego oczami natychmiast błysnęły wszystkie obrazy, które widział i czuł. Aż cały zbladł i próbując nie wybuchnąć wysyczał:
   - C-co...co to jest? - warknął przez zaciśnięte zęby.
   - Ty wiesz co to! Widziałeś wszystko, nie musze się tobie tłumaczyć, ty zawsze i tak się dowiesz - najpierw krzyczała, a z kolejnym następnym słowem była coraz cichsza, aż tylko popatrzyła na niego ze zmęczeniem i bólem. Wtuliła się w mężczyznę, chowając głowę w jego tors.
   - Jakbyś mi wszystko mówiła to nie musiałbym interweniować - El tylko przewróciła oczami - Kim jest Jack? To ten który nie chciał Cię ze mną zostawić? - dopytywał się bo wiedział że ten chłopak kryje w sobie tajemnice...
   - Jack jest moim przyjacielem i był przy mnie przez tez cały czas, dlatego był niepewny naszego spotkania - zachichotała
   - Tia... - uśmiechną się porozumiewawczo.
         Jakiś czas potem, konkretnie po około dwóch godzinach, samolot wreszcie wylądował, a Elsa zaczerpnęła pełną piersią świeżego powietrza, a jej nogi w końcu dotknęły twardego gruntu. Loki zaprowadził ją do swojej, jak sam to ujął, mini rezydencji, jednak dla Elsy była to wielka villa z oświetlanym basenem i dużym ogrodem.
   - Tiaa, jeszcze tylko Pawi tu brakuje.. - ledwo to powiedziała, a już musiała uchylić głowę, nad którą przeleciał dorosły samiec tegoż gatunku, charakterystycznie skrzecząc, po czym stanął na ziemi i rozłożył swój śliczny, kolorowy ogon. Elsa, która uświadomiła sobie dopiero po sekundzie, że jednak nie dostała zawału, spostrzegła, że tych ptaków jest tu więcej.
   - No, twój ojciec nie próżnuje... - zachichotała, trącając chłopaka przyjacielsko w ramię.
   - Wiem, ale cóż miałem poradzić? Nie chciałem tych luksów, ale cytując jego słowa: ,,Mój syn ma pokazywać moją potęgę również w innych krajach, nie będzie mieszkał w jakimś zwykłym miejscu pełnego zwykłych ludzi'' - powiedział przedrzeźniając jego głos i zrobił palcami cudzysłów w powietrzu.
   - Ach, mój ty biedaku.. - dziewczyna parsknęła cichym śmiechem.
   - Może chcesz wejść na moment? Jest pierwsza w nocy, a ty jesteś zmęczona, możesz się przespać, a rano wrócisz do...czekaj to był.. - postukał się palcem po brodzie.
   - Internat - dopowiedziała blondynka, żeby oszczędzić mu tego skomplikowanego procesu, jakim jest myślenie.
   - A właśnie, internat. Więc, co ty na to? - uśmiechnął się zachęcająco w jej stronę.
   - Przyznam, propozycja niezwykle kusząca, jednak muszę ci niestety odmówić. Faktem jest, że drzwiami do środka nie wejdę, w końcu zabiliby mnie za to o której wróciłam, ale znasz mnie, mam swoje sposoby - wyprostowała się dumnie.
   - Kanalizacją przejdziesz? - uniósł brew lekko rozbawiony.
   - Ha ha ha - pokazała mu język i potarła szybko ramiona bo poczuła jak muska je zimny wiatr - Bardzo zabawne.. - jej ciało drgnęło mimo woli.
   - Czyżby naszej Królowej Lodu było zimno? - uśmiechnął się i nie czekając na odpowiedź, zarzucił dziewczynie na ramiona swój elegancki, czarny płaszcz.
   - Och, dziękuję, nie trzeba było - zarumieniła się, chciała go oddać, ale powstrzymał ją kładąc ręce na jej ramionach
   - Uznaj ten płaszcz za prezent który będzie symbolizował naszą przyszłą współpracę - uśmiechną się tajemniczo
   - Jeszcze nie podjęłam decyzji, wiesz o tym
   - Ja wiem, że tego byś chciała i mi to wystarczy - podniósł zadziornie prawy kącik ust
   - Ach, Loki, Loki, czy wszystkim dziewczyną tak czarujesz? - podniosła brwi do góry
   - Nie! - podniósł ręce w geście obrony - tylko tym najlepszym, a ty jesteś najlepsza z nich wszystkich - wyszczerzył się
   - Ach tak? - wzięła się pod boki 
   - No tak, zobacz, nie mogę się od ciebie oderwać nawet, kiedy powinienem mówić byś ruszała - zrobił w tym momencie cudzysłów -,, Domu,,
   - Więc idę - stanęła na palcach by pocałować go w policzek - Do zobaczenia Lokes - stał tak, aż zorientował się że już jest daleko
Szepnął "Do zobaczenia śnieżynko" które za sprawą wiatru i magii, po chwili słowa były przy uchu dziewczyny otulając ją przyjemną barwą jego głosu.
     Za rogiem był przystanek autobusowy, na którym El musiała czekać pół godziny, bo oczywiście komunikacja nocna musi jeździć tak rzadko jak Julek rzuca dobrymi żartami. Kiedy już  szanownie przyjechał i tak z dziesięcio minutowym opóźnieniem, od razu weszła i opadła na fotel, opierając głowę o szybę, próbując nie zwracać uwagi na dwóch pijaczków siedzących na przodzie i ich dyskusje na temat niesprawiedliwości tego kraju. Senność powoli zasłaniała jej rzeczywistość, ale nie trwało to długo bo nagle ją szarpnęło do przodu. Kierowca wyszedł i poinformował że nikt już dalej nie pojedzie bo autobus się zepsuł. Nie mogąc nic innego zrobić, Elsa ruszała chodnikiem. Było ciemno, latarnie dawały słabe światło. Starała się dotrzeć do celu jak najszybciej.
     Kiedy stanęła przed budynkiem czekało ją kolejne wyzwanie. Nie mogła wejść głównym wejściem, miałaby przez to niezłe kłopoty. Jednak szybko postanowiła wcielić w życie swój plan. Poszła na tyły budynku, gdzie znajdowały się okna oraz balkony. W tej części mieściły się pokoje uczniów. Na szczęście całe te ściany były ozdobione wypukłymi fragmentami, co dla Elsy było zbawieniem, bo mogła użyć tego niczym drabiny. Spojrzała na swoje okno, znajdujące się na trzecim piętrze i podeszła do ozdóbek, po czym wskoczyła na ścianę, mocno się ich chwytając. Przechodziła to na nie, to na czyjeś balkony.
    - Nikt nie zaprzeczy, Spiderman byłby ze mnie zacny - pomyślała z dumom i po chwili przeskoczyła przez barierkę swojego balkonu by następnie wejść przez szklane drzwi do swojego pokoju, który skąpany był w całkowitym mroku, jedynie troszkę rozjaśnionym przez światło księżyca, jednak i tak nie było prawie nic widać.
    - Jest za pięć trzecia, coś ty kurwa z nim robiła tak długo? Zdążyliśmy przyjechać dwie godzinny temu największym gratem jaki widziałem, a na pewno ,,Pan Stary Przyjaciel,, ma najlepsze samochody - nagle w pomieszczeniu zapaliły się ozdobne lamki, na łóżku siedział Jack, który mówił z prędkością karabinu maszynowego - Co tam w ogóle razem robiliście? - dziewczyna aż zesztywniała widząc go
    - Powiesz coś czy będziesz się na mnie patrzyła? Wiesz sprzyja mi to, ale nie chcę się martwić o ciebie - patrzył na nią z wyczekiwaniem
    - Tak dobrze nam się rozmawiało że nie zauważyliśmy jak ten czas szybko leci i zanim się zorientowałam, już lecieliśmy tu, no i jeszcze ten cholerny autobus się zepsuł i musiałam iść trzy kilometry, no oraz ta ściana - chłopak otworzył szeroko oczy przy okazji także usta
    - Chcesz mi powiedzieć że leciałaś samolotem, a później szłaś w tych egipskich ciemnościach do internatu, czy ten twój przyjaciel jest tak nieodpowiedzialny by puszczać Cię samą w nocy? - złapał się za głowę
    - Nie! - od razu zaprzeczyła, zamknęła szklane drzwi, siadając na skraju materaca, odwróciła się do niego. Opierał się o ścianę, głowa mu leciała na bok ze zmęczenia - Zaproponował mi nocleg u siebie, ale odmówiłam, wolałam być tu - wskazała na niego palcem
Te wytłumaczenie nie za bardzo mu pasowało, ale jego uwagę przykuło coś innego - Co to za płaszczy? - El dopiero ogarnęła to, że dalej jest w prezencie od Trikstera.
   - A, to? - dotknęła miękkiego kołnierzyka - Nic takiego - uśmiechnęła się delikatnie
Jack nagle zeskoczył z posłania podnosząc dziewczynę w swoje ramiona.
   - Najważniejsze że nic ci się nie stało - drażnił go zapach męskich perfum, które ukrywały skutecznie jej śliczny i nęcący - Musiał dawać ci akurat ten, co miał na sobie - w sposób jaki to powiedział spowodowało że mimowolnie zachichotała.
   - Może - wystawiła mu język, odkładając kurtkę na wieszak - Jestem okropnie zmęczona, jakbyś mógł nie robić mi więcej wyrzutów i położyłbyś się koło mnie
     Leżeli koło siebie. Jack czuł jak Elsa zasypia i jak jej sen go wzywa.      


        *~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
     No, kolejny rozdział, po długiej przerwie, ale chyba rekompensuje wam to jego długość, do bo HELOŁ, ma on 2031 słów, chyba pobiłyśmy rekord *^*  Oby się was spodobał ^^.  Pisałyśmy go przez 2 tygodnie, Hania była u mnie wtedy, a teraz jest już w drodze do siebie. Dzięki za miło spędzony czas ^^ Życzę wam wszystkim udanych wakacji, oby jak najdłuższych! <3 ~ Marti