Opowiadania czytelników z ADC


#ELSA#
- Agentko Snow! - głośniki w moim pokoju rozbrzmiały echem głosu mojego szefa. - Jesteś potrzebna w centrali!
- Już idę. - mruknęłam i zwaliłam się z łóżka. Odkąd Fiuri wyciągnął mnie z paki nieustannie zawraca mi głowę. Miejmy nadzieje, że tym razem będzie to coś interesująco.
Po porannej toalecie ubrałam swój standardowy czarny kombinezon, rękawiczki bez palców i czarne, długie kozaki po czym zeszłam na dół.
W centrali czekali już wszyscy: Flynn Stark, Pani profesor Roszpunka, agent T.A.R.C.Z.Y Kristoff oraz nasz Zaklinacz Smoków Hiccup.
Co jak co, ale zapowiada się bajecznie.
- Wzywałeś mnie? - podeszłam do Fiuriego. Jego jedno oko uważnie mi się przyjrzało.
- Pamiętasz, jak Roszpunka i jej współpracownicy znaleźli ciało w lodowcu? - spytał obojętnie szef. Cały on. Mogłabym mu powiedzieć, że jestem jego zaginioną córką, a on i tak nie zareagowałby należycie. Czasami to strasznie denerwuje!
- Coś obiło mi się o uszy. - odpowiedziałam zakładając ręce na piersi. W rzeczywistości... Kłamałam. Roszpunka i ja przyjaźnimy się od kiedy tylko zaczęłam tu pracować ( będzie z 5 lat ) i jako BFF zawsze dzielimy się swoimi odkryciami. Urządzamy nawet takie zawody, ale mniejsza z tym. Roszpunka pobiła mnie chyba do końca życia. No bo... Kto normalny znajduje zamrożone zwłoki?
- Fantastycznie. - przyznał Fiuri, a na jego twarz wstąpił najbardziej fałszywy usmiech jaki kiedykolwiek widziałam. - Powinnaś więc wiedzieć, ze nasz umarlak niedawno się obudził. - jego uśmiech się pogłębił. - I pytał o ciebie.
Wow!
- Żartujesz? - tylko zdołałam wykrztusić.
- Nie, oczywiście, że nie! - oburzył się Kristoff. Ten chłopak uwielbia bronić naszego szefa. Tak skrycie to ciągle czeka na awans, ale cicho!
- Prosił, abyś z nim pogadała. - dodał Flynn polerujące swoją czerwono-złotą zbroje. Czy on się w tym czasem nie poci? Nie wnikam. To Roszpunka jest od tego. W końcu są parą.
- Gdzie zwłoki? - spytałam patrząc wyczekująco na Fiuriego, to na pozostałych.
- Nie słyszałaś szefa? - prychnął Hiccup. - Ten ktoś wciąż żyje. Czasami naprawdę potrafisz być tępa jak but.
- I to mówi ktoś kogo imię po przetłumaczeniu na polski brzmi "Czkawka"? - moje pytanie może było trochę nie na miejscu, No ale cóż. Ze mną się nie zadziera. Fiuri wywrócił oczami, znaczy się okiem.
- Idź w końcu z nim pogadać! - warczy na mnie. - Jest w skrzydle szpitalnym. Jedna z pielęgniarek zaprowadzi cię do niego.
- Czyli to chłopak? - pytam bez zastanowienia.
- I to bardzo przystojny chłopak. - Roszpunka chichoczę, a ja idę prosto do "szpitala".

*Skrzydło szpitalne* #ELSA#
No dobra. Pielęgniarka zaprowadziła mnie prosto do jednego z łóżek, na którym leżał jakiś białowłosy chłopak. Cóż... Musze przyznać Roszpunce racje. Chłopak jest serio przystojny. Mrrrrrrrrrr.
Elsa ogarnij dupę!
Chłopak ciągle spał. Siedziałam jakieś dziesięć? Piętnaście minut? I wtedy on się obudził. Jego błękitne tęczówki przewiercała mnie na wskroś. Hipnotyzowały mnie! O Boże! Ja się zaczęłam rumienić.
- Elsa? - spytał słabo chłopak. I wtedy zrozumiałam z kim mam do czynienia.
- Jackaon? - wydukałam lustrując go wzrokiem. - To naprawdę ty?
- Dawno się nie widzieliśmy co księżniczko? - zaśmiał się słabo i usiadł na łóżku. - Ile minęło lat? Ile minęło czasu od mojej klęski?
- Nie przegrałeś. - przyznałam z dumą. - Co prawda wpadłeś do oceanu, No i zamarłeś, ale nie przegrałeś! Wygraliśmy! Mrok zginał!
- Ile minęło lat? - białowłosy ponowił pytanie.
- Około stu lat. - przyznałam smutno. Przez sto lat wciąż powoli godziłam się z myślą, ze Jack odszedł. Teraz jednak, gdy wiem, że to nieprawda... Raczej nic nie zniszczy mi mojego dobrego humoru. Hello? Mój niedoszły chłopak nagle zmartwychwstaje! Czy może być cos lepszego?
- Wybaczysz mi to zniknięcie? - spytał nagle, a ja w odpowiedzi musnęłam lekko jego usta. - Mam to rozumieć za tak?
- Tak. - oznajmiłam twardo. - Najpierw jednak musimy na nowo się poznać!
- Dobrze, zacznijmy od początku. - przyznał chłopak. - Jestem Jack, Jack Frost...


#2

Lexy

~Anna~

Jestem Anna. Mam młodszego ode mnie o 7 lat brata który nazywa się Max. Nasza matka umarła. W wypadku samochodowym. A nasz ojciec nas bije. Najczęściej jest wtedy pijany... Dlatego go nie cierpię.

Wracając ze szkoły wstąpiłam do przedszkola. To był nasz pierwszy dzień w szkole (tego roku) wiec wzięłam jego malutki plecak i przerzuciłam przez ramię. Dałam Max'owi batonika ze swojej torebki.
-I jak tam w przedszkolu, mały?- Spytałam uprzejmie.
-Całkiem fajnie! Poznałem innych chłopców!- Pochwalił się.- A blizna już nie boli!- Pokazał mi swoją rączkę i faktycznie blizna wyglądała już lepiej niż wczoraj. Uśmiechnęłam się do niego.
-To naprawdę super!
Usiedliśmy na przystanku i czekaliśmy na autobus.
~~~
Siedziałam spokojnie przed biurkiem i rysowałam.
Nagle usłyszałam wrzaski.
-Chodź tu ty zasmarkany bachorze!- Warknął pijany ojciec.
-Nie! ANIA!!!!
Popędziłam przerażona do Max'a. Ojciec stal nad nim z uniesiona butelka i przygotowywał się do uderzenia. Stanęłam między nimi.
-Stój!!! Odczep się od nas gówniarzu! Zostaw mojego brata!!! - zasłoniłam Max'a swoim ciałem i...


Matylda Baczewska

 Anka, zaprowadź Codiego do szkoły. - rozkazał mój starszy brat John.
- Dlaczego nie ty? - spytałam z wyrzutem.
- Ma kaca. - odpowiedział Cody jedząc płatki na mleku. Wywróciłam oczami. John po śmierci rodziców dostał nas w opiece. Niestety, nie nadawał się do tego. Ciągle się upijał lub przyprowadzał jakieś panienki No i jeszcze te imprezy...
- Chodź Cody. - powiedziałam dając za wygrana i podałam bratu kurkę.
- Kocham Cię. - John wyszczerzył do mnie pożółkłe zęby. W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
W drodze do szkoły jak zwykle rozmawiałam z bratem o duperelach. Ciągle zapominam, ze Cody ma już 7 lat. No cóż... Niedługo będzie się rozglądać za dziewczynami...

*Jakiś czas później*
Nadszedł czas Nocy Duchów. Oczywiście John nie mógł przegapić takiej okazji na imprezę. Ja i Cody ( John nadal leczył kaca ) musieliśmy wszystko przygotować.
Ustawiliśmy latarnie z dyni, sztuczne pająki, atrapy mumii, wampirów itp...
Po jakiś kilku godzinach w końcu wszystko było gotowe.
- John! - zawołałam swojego brata. Chłopak przyszedł zalany z butelka w dłoni. - Znowu się upiłeś!
- Możliwe... - wycharczał. - Koniec imprezy...
- Dlaczego? - spytał bezmyślnie Cody. - Dziewczyna Cię rzuciła?
- Ty smarkaczu! - wycedził John unosząc butelkę. Nagle przed oczami stanęło mi całe życie mojego brata. Już nigdy miał by nie mieć dziewczyny. Nigdy miałby się nie całować. Nigdy nie miał by skosztować bycia dorosłym. Nie mogłam na to pozwolić. Wiedziona impulsem zasłoniłam Codiego własnym ciałem. Chciałam cos krzyknąć. Chciałam spojrzeć Johnowi w oczy. Liczyłam na to, ze mój starzy brat się opamięta. Na marne... Później zapadła ciemność, a w mojej głowie wciąż rozbrzmiewał przeraźliwy krzyk Codiego. Szkoda, ze go zawiodłam.

Natalii Forever

Ania właśnie szła z Elsą odprowadzić swojego synka do szkoły.
-Antek tylko uważaj na siebie-mówiła po raz 100 ruda
-Dobrze, dobrze mamo...-chłopczykowi znudziły już się wieczne ostrzeżenia mamy. Gdy siostry odprowadziły Antka do szkoły ruszyły do pracy. Dzień zapowiadał się spokojnie, ale jak zwykle wszystko musiało się zepsuć. Do Anki zadzwonił telefon. Była to wychowawczyni jej synka.
-Co się stało?-spytała Elsa podchodząc do siostry
-Musimy jechać! -krzyknęła ruda podpierając się rękami o biurko.-Szybko!-dodała po chwili. Dziewczyny wsiadły do białego auta blondynki.
-Ale Ania co się stało?! Gdzie mam jechać?!
-Do szkoły! Antek on... Niewiedzą gdzie jest!
Po tych słowach Elsa przyśpieszyła. Po kilku minutach były już przed szkołą chłopca. Elsa pobiegła do wychowawczyni Antka, Ania chciała zrobić to samo ale coś ją powstrzymało. Usłyszała chłopięcy głosik proszący o pomoc. Pobiegła w stronę jego źródła. Okazało się, że to jej synek. Nad małym chłopcem stał pijany mężczyzna z butelką w ręku. Zaczął kierować ją bardzo szybko w stronę blondyna.
-NIE!-Krzyknęła Ania wpychając się między chłopca a pijanego faceta.
-MAMO!-krzykną wystraszony chłopiec
-ANIA!-Elsa wyłoniła się zza rogu szkoły.
Potem dziewczyna z całą zakrwawioną ręką upadła na ziemię. Elsa natychmiast podbiegła do siostry i położyła jej głowę na swoich kolanach. Mężczyzna gdy to zobaczył uciekł z miejsca zdarzenia.
Anna
-Elso... Zaopiekuj się Antkiem-wyszeptałam
-Spokojnie... Spokojnie przeżyjesz-siostra głaskała mnie po głowie, w której też utkwiło kilka kawałków szkła-Ania Ania... Pamiętasz co mówiła mama? "Nigdy się nie poddawaj, dąż do celu, który sobie wyznaczyłaś" pamiętasz?-spojrzała mi w oczy. Po chwili obraz się rozmazał a ja widziałam tylko ciemność...

#3

Matylda Baczewska

*JACK*
Ja i mój agent Hiccup oraz ochroniarz Flynn jedziemy właśnie na gale. Limuzyna powoli sunie po przedmieściach Arendell. Mnóstwo ludzi obstawia auto, aby tylko zrobić mi jakieś zdjęcia. Tabloidy i paparazzi są straszni.
- Hej Jack, co tak dumasz? - pyta Kristoff, który siedzi za kółkiem.
- Mam już dosyć życia super gwiazdy. - przyznaje i pije łyk szampana. - Jakby nie patrzeć... Trudno jest tak żyć.
- Wow, stary. - Hiccup zabiera mi alkohol. - Chyba przesadziłeś z tym. - wskazuje na butelkę.
- Nie, nie przesadziłem. - warczę na niego i odbieram swój napój. - Po prostu już mnie to nudzi.
- Co Cię nudzi? - prycha Kristoff. - Super modelki? A może ciągle imprezy do białego rana? No chyba, że masz już dosyć spać na szmalu.
Ja, Hiccup i Flynn spojrzeliśmy zaskoczeni na blondyna. Jeszcze nigdy tak się nie zdenerwował.
- Wszystko gra? - spytał mój agent wciąż patrząc na Kristoffa.
- Nie! - podnosi głos. Później uspokaja się lekko i patrzy w styczne lusterko. - Mam problemy finansowe. Nie mówmy o ty.
- No dobra. - wzruszam ramionami. - To co teraz robimy? Jak myślicie co będzie na imprezie?
- Pewnie jak zwykle przyjdą gwiazdy z zespołu Arendell's Girls. Dodatkowo pojawi się zapewne Mavis i Jonatan. - Hiccup zaczął głośno myśleć, a Flynn odleciał już przy wzmiance o zespole. Mój kumpel zaczął się ślinić. O Boże... To takie żenujące. Z kim ja się zadaje?

~Na gali~ *JACK*
- Panie Frost! Panie Frost! - krzyczeli redaktorzy i ludzie z telewizji. - Proszę niech Pan powie... Jak to możliwe, ze stał się Pan taka gwiazda?
- Widzisz Becky... - zacząłem powoli patrząc na brunetkę, która właśnie chciała ze mną przeprowadzić wywiad. - Ja i sława jesteśmy bardzo dobrymi kumplami. Pasujemy do siebie. To wszystko.
- Ale jak to możliwe, ze z dnia na dzien...
- To tajemnica, a tajemnic się nie wyjawia. - oznajmiłem i wraz z kumplami wszedłem na gale. Hiccup miał racje... Było tu mnóstwo gwiazd No i te laski!
- Elsa! Anna! Roszpunko! Merido! Astrid! - wokół dziewczyn z zespołu wszyscy skalali i przekrzykiwali się by tylko zadać im kilka pytań.
- Dziewczęta proszę powiedzcie. - zaczął wysoki tęgi rudzielec. - Co przyniosło wam taka sławę?
- Hans... - zachichotała sztucznie Elsa ( liderka zespołu ) - to chyba oczywiste, ze wszystko dzięki talentowi.
- No tak. Oczywiście. - mruknął chłopak widocznie nie zadowolony z odpowiedzi.
Po jakimś czasie tabloidy sobie odpuściły. Ja, Flynn, Hiccup i Kristoff podeszliśmy do dziewczyn.
- Jak tam kochane? - spytał zawadiacko Flynn obejmując Roszpunkę. - Długo na nas czekacie?
- Wystarczająco długo. - przyznała zdenerwowana Elsa.
- Jak zwykle za szybko się irytujesz Panno Cold. - przyznałem zadowolony przesuwając się do dziewczyny. - To ja? - szepcze jej na ucho. - Ile gości muszę sprać, bo próbowali Cię sprać?
Dziewczyna parska śmiechem. Ma się ten talent, nie?
- Czy ja wiem? - wzruszyła ramionami patrząc w moje oczy i przesuwając się lekko. - Po setnym przestałam liczyć. - uśmiecha się szeroko bawiąc się zamkiem mojej skórzanej kurtki. - A ile dziewczyn powinnam zamrozić?
- Uuuu, czuje, ze cos się zaczyna! - wola Merida oddzielając mnie z Elsa własnym ciałem.
- Lepiej chodźmy już na te sesje zdjęciowa. - dodała Anna zabierając ze sobą własna siostrę. Elsa ostatni raz posłała mi uśmiech po czym odeszła z Anka i innymi dziewczynami w stronę paparazzi.
Wiecie co? Zycie gwiazdy nie jest chyba, aż takie złe. W końcu nie na co dzień żyje się tak ... Sami wiecie

#4


#ELSA#
Ja, mój chłopak Jack i jego kumpel Max wracamy razem ze szkoły. To już chyba tradycja. Od trzech lat całą trojką chodzimy po lekcjach do kawiarni na gorącą czekoladę ( chybić ze jest lato, wtedy zamawiamy lody ). Bądź co bądź, to właśnie dzięki Max'owi zaczęłam chodzić z Jackiem, a było tak:
Pewnego upalnego dnia jak zwykle wracałam do domu, gdy nagle od tylu zaszedł mnie Hans. Miał na sobie czarne spodnie i czarno-czerwona bluzkę.
- Hej maleńka! - zawołał obejmując mnie nie co za nisko jak na mój gust ( w sensie, ze jego ręce były na moich biodrach ).
- Cześć Hans. - mruknęłam. Wolałabym, aby był to ktoś inny.
- Poszlibyśmy może do kina? - spytał wciąż mnie obejmując. Myśl, myśl!
Nagle zadzwonił telefon. To Max!
- Halo? - odebrałam prawie, ze natychmiast.
- Cześć Elsa, bo słuchaj. - zaczął chłopak. - Kojarzysz Frosta? Strasznie mu się spodobałaś, ale on...
- Powiedz mu, ze idziemy razem do kina w te sobotę. - Odparowałam i się rozłączyłam.
W sobotę poszłam do kina co prawda z przymusu, ale bardzo mi się podobało. Od tamtej pory ja i Jack zostaliśmy przyjaciółmi, a później para. Oczywiście nigdy nie zapomniałam Max'owi jego przypadkowej pomocy i swatki.
Mam nadzieje, ze kiedyś mu się odwdzięczę...

Natalii Forever

Elsa
Właśnie wracam ze szkoły z moim chłopakiem Jack'iem do domu.
-To co mamy dzisiaj za plany?-zapytał obejmując mnie w pasie
-Może jakiś spacer?-zaproponowałam wtulając się w niego
-Super pomysł-odpowiedział z uśmiechem.
-Elsa-O nie... Znowu on...
Podbiegł do nas blady chłopak ubrany w czerwoną koszulkę, czarne spodnie i w tym samym kolorze kamizelkę.
-Hej Mrok...-Tak wiem ma dziwną ksywkę... Razem z Jack'iem nie przepadamy za nim.
-O ty też tu jesteś...-spojrzał z obrzydzeniem na białowłosego.-Mógłbym cię odprowadzić?-zwrócił się do mnie
-Jack?-niebieskooki spojrzał na niego
-Niech będzie...-powiedział po chwili.
Szliśmy w ciszy. Nagle poczułam, że ktoś kładzie mi rękę na plecach. To nie był Jack tylko Mrok. Pod wpływem sytuacji krzyknęłam w stronę czarnowłosego:
-Zabieraj te łapy!
-Co tu jej zrobiłeś!?-Jack puścił mnie i podszedł do Mroka
-Nie interesuj się...-wymamrotał znudzony
-Gadaj! Masz ją zostawić!-Gdyby było to możliwe Jack zabił by go wzrokiem.
-Bo co mi zrobisz...?

#5

Snow Moon

Długowłosa dziewczyna obudziła się. Nie można było dostrzec koloru jej tęczówek, ponieważ ziewała. A wiadomo, że jak człowiek ziewa, to zamyka oczy. Otuliła się mocniej kołdrą. To coś przypominało motyli kokon. Mruknęła cichutko chcąc pospać, ale dźwięk budzika uświadomił jej, że nie wolno jej leżeć.
Nie była wzorową uczennicą, wręcz przeciwnie, ale kiedy zagrożono jej kuratorem była zmuszona nie wagarować.
Ubrała się szybko w czarną bluzkę i rurki tego samego koloru. Te kolory kontrastowały z kolorem jej cery i włosów. Skóra przypominała czystą biel, podobnie jak włosy, jednak one były bardziej w kolorze bladego blondu. Bardzo bladego. Jej oczy nie pasowały do żadnego dodatku ubrań dziewczyny. Błękitne, niczym lód. Dlatego oczy wszystkich zawsze lądują na jej tęczówkach.
Wyszła z domu, wcześniej zakładając swoje ulubione, czarne Vansy i zabierając, oczywiście czarny, plecak skierowała się do szkoły.
Wbiegła do budynku, jak torpeda. Nie potrzebowała kolejnych uwag w zeszycie. Nie patrząc na plan lekcji, podbiegła do sali biologicznej i otworzyła drzwi niemal je wyważając.
-Jack?!
-Elsa?!
Dziewczyną wstrząsnęło to, co zobaczyła. Jej młodszy brat właśnie "składał" swojemu koledze autograf na klatce piersiowej, wcześniej oklejając jego szyję i policzek złotą, ozdobną taśmą. Taśmą Elsy. Jakby tego było mało przywłaszczył sobie jej ulubiony, czerwony flamaster, a na kartkach papieru leżał, również jej, czerwony scyzoryk.
Na twarzy białowłosego malowało się przerażenie. Mimika jego siostry przedstawiała jednak złość za skradzione rzeczy i lekkie rozbawienie stanem jego kolegi.
-Baw się dobrze, ale zapłacisz mi za te rzeczy - uśmiechnęła się, a on lekko zdezorientowany pokiwał głową.
Zamknąwszy drzwi, wyszła z sali, w której "cudował" jej brat.
Nie spieszyło jej się już na lekcję, bo po tym co zobaczyła, była pewna, że nie skupi się na układzie i budowie liścia, jeżeli to nie jest to samo.

Matylda Baczewska

#JACK#
Dobra. Wszystko gotowe.
1. Włamałem się do szkoły.
2. Przygotowałem wszystko do imprezy.
3. Zaprosiłem gości.

Już po chwili przyszli moi kumple. Razem rozejrzeliśmy się jeszcze ostatni raz po budynku. Wszystko gra. Flynn przyniósł alkohol wiec powinno być dobrze.

Impreza trwa w najlepsze już parę godzin. Trzeba przyznać, ze jest bosko. Wszędzie jakieś panienki No i alkohol. Do tego tance i głośna muzyka. Jest świetnie.

Następnego dnia.
Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Rozejrzałem się do około. Niedaleko mnie spał pijany Hiccup. Nie mogłem się powstrzymać. Wykombinowałem wiec czerwony marker i napisałem ba klasie Huccupa Jack Frost. Pięknie. Nagle moja uwagę przykuł jakiś aparat leżący na ziemi. Podniosłem go i włączyłem. Były tam zdjęcia z imprezy. Powiedzmy, ze wole do tego nie wracać.
Nagle usłyszałem głośne syreny policji. Czas się zmywać. Wyszedłem ze szkoły i poszedłem do domu. Co jak co, ale nie pozwolę się złapać. Nie po tym jak zorganizowałem najlepsza imprezę na świecie ...

#6

 
Mieliście kiedyś tak, że nocą myśleliście o milionie rzeczy, których żałujecie? Zastanawialiście się wtedy nad swoim życiem? Płakaliście? Śmialiście się? Czuliście się jak na ćpani?
Nie?!
Żałujcie!
Tak?!
I jak było?!
Do rzeczy. Ja tez tak miałam... Tyle, ze wtedy myślałam tylko o jednym... O jednym chłopaku. Białowłosy chłopaku, o metalicznych błękitnych oczach i bladej cerze. Myślałam o Jacku Froscie. Ale od początku.

Jestem Elsa Cold i chodzę do liceum w Arendell. Nie należę do najładniejszych ( według mnie ) i wcale nie jestem najbardziej popularna. Co prawda przyjaźnie się z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, ale to nic nie znaczy...

Dzisiaj wieczorem także myślałam. O tym samym co zawsze. Nagle dostałam wiadomość. Przeczytałam ja wstrzymując oddech. Jack napisał!
Jack: "Cześć mała! Co tam?"
Elsa: "Dobrze, a u cb?"
J: " :3 <3 "
E: " Słuchaj Jack czy mogę ci cos powiedzieć?"
J: "Tak jasne, wal!"
I wtedy nagle pod wpływem emocjo napisałam: "Kocham cię"
Ale później uświadomiłam sobie, ze to najgłupsza rzecz jaka zrobiłam i wyłączyłam telefon!
 
#7
 
 
Jestem Jack Frost. Największy przystojniak w szkole. Dla jednych to coś zarąbistego. Dla mnie to katorga. Moje boskie ciało, ładna buźka i ciekawa osobowość przyciąga tylko puste laski.
Dzisiejszy dzień nie różni się od innych. Chelsea ślini się do mnie, Amber maca po tyłku, Caroline przysuwa się bliżej i bliżej...
Jasne, na początku było fajnie. BYŁO. Teraz to już męczące. Czy one nie rozumieją, że mam ich dość. Raz nawet odtrąciłem jedną przed całą szkołą. W zamian przyszło ich trzy.
Siedzę na jednej z ławek przed szkołą z dupą tam gdzie powinny być plecy, a nogami tam gdzie dupa. Wokół mnie wcześniej wspomniane dziewczyny. Obserwuję innych ludzi.
Carol idzie do biblioteki jak zawsze.
Jase jeździ na deskorolce.
Filip idzie z dziewczyną za rękę.
Tylko ja słyszę piskliwy głos Caroline w prawym uchu. Na początku odpowiadałem, potem tylko przytakiwałem, a teraz nawet nie rozumiem co mówi.
Odchylam głowę do tylu i jęczę potępieńczo. Unoszę głowę i widzę zmierzającą dziewczynę. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dziewczyna jest bardzo ładna. No dobra, nieziemsko piękna. Ma jasne włosy, jaśniejsze niż u Amber. I jasną cerę. Więcej nie widzę. Dziewczyna wchodzi do szkoły, a ja tracę ją z oczu. Dopiero teraz zauważam, że wstrzymuje oddech. Wypuszczam głośno powietrze. Moje serce bije jak oszalałe, a w głowie mam tylko jedną myśl-"Muszę odnaleźć tą dziewczynę"


#8 -----
#9 -----

#10

Natalii Forever

Elsa
Ostatnia lekcja. Nareszcie. Właśnie idę po książkę od historii do mojej szafki. Otwieram i wypakowuję niepotrzebne przedmioty a potem wkładam książkę od historii do plecaka. Nagle z mojej szafki wylatuje kilka karteczek o treści: "NUDZISZ SIĘ? Pobawmy się w chowanego w moim łóżku". Od kogo mogłam dostać taką karteczkę? Hmmm... Nic nie przychodzi mi no głowy. Nagle podchodzi do mnie David. Jak się okazuje to on był nadawcą tych liścików... Skąd to wiem? Bo trzyma w ręku właśnie taką. Jest ładny ale nie w moim typie...
-Co ty na to?-pyta jakby chciał rozebrać mnie wzrokiem
-Nie-odpowiadam zamykając szafkę
-No chodź-przyciąga mnie do siebie. Kurde... Czy on musi być taki silny?!
-Nie!-krzyknęłam mu prosto w twarz. On nagle zaczął się do mnie zbliżać. Był blisko... Niebezpiecznie blisko.
-Ona powiedziała nie.-powiedział pewnie męski dobrze znany mi głos. Usłyszałam dźwięk szafek a zaraz potem Jack oddzielił mnie od blondyna. David chciał mu przywalić w twarz ale białowłosy to zablokował i bez żadnego problemu wykręcił mu rękę i walnął w twarz. Blondyn upadł na ziemię a zaraz potem uciekł.
-Dziękuję-powiedziałam do mojego przyjaciela-od jakiegoś czasu już tak się zachowywał...
-Nie ma sprawy-odpowiedział o czym ściągnął coś z szafek szkolnych.-To dla ciebie moja walentynko-obdarował mnie przyjaznym uśmiechem po czym powiedział-Czy zostaniesz moją dziewczyną?
-Jack ja... Oczywiście, że zostanę twoją dziewczyną!-przytuliłam się do niego. Nagle chłopak oderwał mnie od siebie i... I pocałował. To był naprawdę cudowny i namiętny pocałunek. Odwzajemniłam to i założyłam ręce na jego szyję trzymając w jednej bukiet róż. Teraz jestem pewna... Jack też darzy mnie tym samym uczuciem, którym ja go.
-Kocham cię-wyszeptał mi do ucha po skończonym pocałunki
-Kocham cię-odpowiedziałam wtulając się w niego. Chwilę oczywiście musiał zepsuć dzwonek...

#11

Snow Moon

Dzisiaj to zrobię.
- Siema, stary - wszedłem do domu kumpla.
- Cześć, Mike. Coś chciałeś?
W zasadzie przyszedłem mu coś powiedzieć, coś po czym nie bylibyśmy już przyjaciółmi. Prawdopodobnie to będą nasze ostatnie, wesoło spędzone godziny. Wiem, że po tym co mu powiem będzie niezręcznie na próbach i koncertach, dlatego zniknę z ich życia. Po prostu sobie pójdę.
- Nudziło mi się, to wpadłem. Nie przeszkadzam?
- Nie. Mama właśnie nakłada ciasto. Chcesz kawałek?
- Od Liz zawsze i wszędzie. - uśmiechnąłem się
Weszliśmy do kuchni. Mama Luke'a puściła mi oczko. Tak. Pani Hemmings jest nietypowa.
- Luke, dopijesz soczek? - Zacząłem się śmiać. Faktycznie mama Luke'a nie przepada za tym, że jej syn pije energetyki, więc kupuje mu soczki, ale nie spodziewałem się, że chłopak na to pójdzie.
- Nie, dzięki.
Z ciastem w rękach poszliśmy na górę, do pokoju chłopaka. Przećwiczyliśmy kilka piosenek. Przez cały czas patrzyłem na Luke'a. Na jego stojące włosy, na niebieskie oczy, na niego.
- Em. Luke?
- Tak? - odłożył gitarę
- Bo ja tu przyszedłem coś ci powiedzieć. - przygryzłem wargę
- A Ash i Calum? Gdzie oni są? Może na nich poczekamy? Widzę, że to coś poważnego.
- Oni już wiedzą - mruknąłem cicho
- Oh. No to mów.
- Jestemgejem.
- Mike, wiesz, że nie lubię jak tak szybko mówisz - wziąłem głęboki wdech
- Jestem gejem - powtórzyłem
- I co w tym takiego złego? Czemu tak się stresujesz? Podoba ci się jakiś chłopak? - uśmiechnął się. Luke jest mistrzem zawstydzania ludzi. Musiał brać lekcje od Liz.
- Od kilku lat.
- Dalej nie rozumiem co jest w tym takiego złego, że tak się teraz stresujesz.
- Botyjesteśtymchłopakiem
- Mike - popatrzył na mnie groźnie
- Kocham cię, okej?! Kocham cię cholernie mocno! - krzyknąłem. Normalnie śmiałbym się z jego zszokowanej miny, ale nie było mi do śmiechu - Ja może już pójdę. - powiedziałem ciszej.
Byłem już przy drzwiach, kiedy Luke złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłem się. Blondyn płakał.
- Nie płacz, proszę - też nie powstrzymywałem łez
- Jak teraz cię puszczę, odejdziesz na zawsze, tak? - przytaknąłem
- Nie chcę żebyś odchodził. Jesteś moim przyjacielem, a przyjaciele nie odchodzą.
- Może to znaczy, że nie jestem dobrym przyjacielem? - wychlipałem
- Oczywiście, że jesteś. Jesteś najlepszy - pocałował mnie. To było... wow. Przyciągnąłem go do siebie i całowaliśmy się, dopóki Cal i Ash nie wpadli do pokoju.
- Ups. Przepraszamy, nie przeszkadzajcie sobie - uśmiechnąłem się przez pocałunek, a Luke swoją długą nogą zamknął drzwi
- Akcja 'Muke forever' zakończona sukcesem! - krzyknął Irwin na cały dom
- Muke forever? - spytał niebieskooki
- Muke forever.
Cal i Ash znowu weszli do pokoju i zrobiliśmy sobie pamiętne selfie.

#13

Matylda Baczewska

Znacie opowieść o Romeo i Julii? A znacie kogoś komu przydarzyła się podobna przygoda?
Wszystko zaczęło się...

Baza bajek Disneya jak zwykle tętniła życiem. Tak na marginesie. Jestem Elsa z Krainy Lodu. Ja i moja siostra Anna oraz pozostali członkowie mojej ( naszej ) bajki jesteśmy nowi. Nic dziwnego wiec, że gdy rozpoczęło się spotkanie wszystkich bajek Disneya dotarliśmy tam jako ostatni.
- Dobrze wiecie - zaczęła myszka Micky, która jest chyba najstarsza z nasz wszystkich. - że nasza konkurencja DreamWorks od zawsze próbuje nas pokonać. Dzięki Krainie Lodu i historii naszych dzielnych sióstr - tutaj wszyscy na nas spojrzeli. - odnieśliśmy wielki sukces. Niestety bohaterowie Madagaskaru oskarżyli nas o plagiat. Twierdzą, że Jack Frost ( Mróz ) był ich pomysłem, a Elsa jest stworzona na jego podobiznę.
- Nie! - oburzyła się Merida Waleczna, a Roszpunka zaczęła cicho szlochać.
- Niestety. - przyznał Micky. Następnie wyświetlił zdjęcie Jacka Frosta. Przyznam szczerze, ze zaniemówiłam. Był przystojny. Oczywiście, ze był przystojny! I zamierzałam go poznać!


Kilka miesięcy później, ja i Jack zostaliśmy początkowo przyjaciółmi, ale później był nasz pierwszy pocałunek No i zostaliśmy parą. Niestety pewnej nocy gdy się spotkaliśmy... Nakryli nas i rozdzielili! Od tamtej pory tkwię zamknięta miedzy bajkami Disneya, a Jack... Nie wiem co się z nim dzieje. Ale mam nadzieje, ze tęskni równie mocno co ja!

#14 -----
#15 -----

#16

 
Jack
Jak miałem bez niej żyć? Co miałem bez niej robić. Ona była moja, a ja należałem do niej. Każdego dnia czekałem tylko na to, by ujrzeć jej przepiękną twarz.
Ale pochodzilismy z dwoch odmiennych światów. Spotykaliśmy się w tajemnicy przed wszystkimi, nawet przyjaciółmi. To było zbyt niebezpieczne, by którekolwiek z nas mogło opuścić rodzinną wytwórnie.
Stworzyli nas. Nazywali się naszą rodziną. Ale w rzeczywistości traktowali nas przedmiotowo-jak największy skarb. I nie było w tym nic dziwnego. Przynosiliśmy zyski.
Pamiętam, jak zobaczyłem ją po raz pierwszy. Była zagubiona, samotna. Ale biła od niej pewność siebie i pewnego rodzaju arogancja.
Nasze wytwórnie dzieli przejście nazywane Przedsionkiem. Jest czymś w rodzaju zaczarowanych wrót, które nie mogą zostać przekroczone. Ale są też małe, tajne przejścia, o których wiem tylko ja i Elsa.
Tego dnia stałem przy jednym z nich trzymając zegarek w ręku. Za 10 sekund ją zobaczę. 9 sekund. 8.7.6.5.4.3.2.1.
Przyszła punktualnie. Jak zawsze. Nie traciłem czasu. Od razu wpiłem się w jej usta czując mrowienie. Objęła mnie w pasie i przyciągnęła.
-Jack-wyszeptała pomiędzy pocałunkami-Jack, muszę ci coś powiedzieć!
Oderwałem się od niej z trudem. Jej oczy przepełnione były pożądaniem, ale krył się w nich smutek. Od razu chciałem poznać jego przyczynę.
-Mów-powiedziałem stanowczo. Usiadłem na ziemi i pociągnąłem ją na swoje kolana. Wtuliła się we mnie bawiąc się moimi włosami.
-Wiesz, że cokolwiek się stanie, kocham cię bardzo mocno?-spytała. Spojrzałem na nią. W jej oczach dostrzegłem łzy. Ująłem jej twarz w dłonie.
-Niczego nie jestem bardziej pewnien.
Uśmiechnęła się smutno.
-To nasze ostatnie spotkanie.-powiedziała tak cicho, że zastanawiałem się, czy naprawdę to powiedziała, czy to tylko moja wyobraźnia.
-Co?-spytałem oszołomiony.
-Dowiedzieli się. Powiedzieli, że cie skrzywdzą. Że będzie cię bolało. Chyba, że już nigdy się z tobą nie spotkam. I dam się zamknąć.
Napiąłem mięśnie. Zamknięcie oznaczało pozbawienie życia i emocji.
-Nie.-powiedziałem i przytuliłem ją jeszcze mocniej.-Nie zgadzam się, rozumiesz?!
-Jack, już się zgodziłam. Oni już wiedzą. Twoi też. Musimy to skończyć. Teraz.
Wstała z moich kolan i otarła zaplakana twarz. Nie patrzyła mi w oczy. Wstałem i złapałem ją za nadgarstki.
-Nie.-powtórzyłem.- A teraz posłuchaj mnie. Kocham cie tak mocno, że mógłbym dla ciebie zginąć. I wiem, że ty też. Ale...ale nie mogę na to pozwolić, tak jak ty nie pozwoliłabyś mnie zginąć. Skoro wiedzą, musimy wykorzystać to przeciwko nim. Chodź.
-Gdzie?-zaparła się nogami. W jej oczach widziałem strach i nadzieję.
- Chodź tutaj-podeszła i przytuliła się do mojego boku-Musimy uciec. Gdziekolwiek. Byleby najdalej od nich.
Spojrzałem w dal. Gdzieś tam czekało nas nowe życie.
 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz