środa, 22 lutego 2017

Rozdział 17 ,,Ruszajmy!''


Elsa:
Podparta niezdarnie ręką o stół grzebie widelcem w moim śniadaniu, a konkretnie w sałatce. Po mojej znudzonej minie widać, że jestem rozdrażniona i delikatnie powiedziawszy poddenerwowana. Ludzie jest 13:30, a ja czyje się jak zrzuta i wypluta. Tak, owszem, niedawno wstałam miło tak późnej godziny. Nie moja wina że tak długo jechaliśmy. Swoją drogą gorzej już chyba być nie może. O 20:00 muszę być już za kulisami lodowiska i przygotować się do występu, a same zawody zaczynają się o 21:00...ja się koszmarnie boję...
 - El, przestań ciągle grzebać w tej sałatce i coś zjedź, bo nie za dobrze wyglądasz... - Jack nagle wyciąga mnie z zamyślenia.
 - C-co? - rozglądam się. Cała ekipa patrzy się na mnie zmartwiona. - N-nie, wszystko...w porządku, serio... - potrząsam głową i przecieram podkrążone oczy.
 - Nie wydaje mi się - odzywa się Anna siedząca obok mnie - Dobrze się czujesz? -dotyka ręką mojego czoło, żeby sprawdzić czy nie mam temperatury.
 - Tak - zabieram jej dłoń - Nic mi nie jest siostra. - uspokajam ją
 - To przez zawody, prawda? - Merida nie daje za wygraną.
 - Istny Wróżbita Maciej, serio - przewracam oczami. Wszyscy zaśmiali się serdecznie, a mi troszkę poprawił się humor. Szybko znajdłam śniadanie i jeszcze chwilkę pogadałam z Anną. Po jakimś czasie wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Z uwagi na to, że jestem w Nowym Yorku, a nigdy tu nie byłam, może pozwiedzam trochę? Mimo iż nie przepadam za głośnymi miejscami, tak to miasto jest wyjątkowe i na pewno warte małej wycieczki. Przynajmniej chodź w najmniejszym stopniu zapomnę o tym, co czeka mnie dziś wieczorem.
Podeszłam wolno do szafy i zajrzałam do jej wnętrza. Nie za duży wybór, ale po chwili zastanowienia wybrałam jasnobeżowe spodnie podwinięte na końcach, luźną, jasnoróżową bluzkę z krótkim rękawem i do tego balerinki w kwieciste wzory. Rozczesałam włosy i po chwili zastanowienia ubrałam jeszcze szary kapelusz. Nie tylko do ochrony przed słońcem i jako dodatek do mojego ubioru. Te mistrzostwa są bardzo znane, a ja mam sporo fanów, a ja nie jestem do tego przyzwyczajona i nie przebadam za ciągłym dawaniem autografów i robieniu sobie selfi. Wyszłam z pokoju i po chwili błądzenia po czerwonych korytarzach wyszłam na zewnątrz. 
 Lekko się skrzywiłam słysząc chyba tysiące klaksonów na raz. Że też musieliśmy się zatrzymać koło centrum miasta..ale cóż, jak mus to mus. Przeszłam się trochę dalej, aż doszłam do parku. Trzeba przyznać, bardzo tu ładnie. Na samym środku znajdował się piękny staw. Z uśmiechem opieram się łokciami o barierkę i patrzę na pływające po wodzie kaczki, karmione przez przechodniów chlebem. Przez myśl przeszły mi wspomnienia. Jako mała dziewczynka uwielbiałam chodzić z rodzicami nad rzekę i karmić z Anną kaczki i łabędzie. Cudowne czasy...szkoda że już przeminęły. Czas szybko leci, nieprawdaż? Ledwo co byłam małą dziewczynką uczącą się jazdy na łyżwach, a dziś jestem już prawie dorosłą zawodową łyżwiarką figurową z marzeniami. Ehh, życie...
  Nagle ktoś zasłonił mi oczy. Aż podskoczyłam że strachu, ale uspokoiłam się, gdy usłyszałam znajomy chichot.
 - Zgadnij kto? - dobiegł do mnie głos pewnego białowłosego. Uśmiechnęłam się pod nosem.
 - Hmmm...Flynn? - zaśmiałam się
 - Niee, zgaduj dalej.. - odpowiedział
 - No to może...Kriss? Czkawka? Chyba że Merida, albo Ross? - powstrzymywałam się żeby nie wybuchnąć śmiechem
 - No nie no Elsa, skup się! - zawołał. Zachichotałam serdecznie.
 - Przecież dobrze wiem, że to ty Jack..- odwróciłam się i z uśmiechem spojrzałam w jego błękitne oczy. Uśmiech jak zwykle nie zchodził mu z twarzy.
 - Szczerze powiedziawszy to ja cię ledwo poznałem. Czemu wyszłaś sama, i dodatkowo w kapeluszu, w którym wyglądasz jak jakaś zagubiona aktorka? - zmierzył mnie od stóp do głów
 -Bo wiesz, chciałam pobyć sama żeby się uspokoić przed dzisiejszymi wydarzeniami...i ogólnie powspominać...po za tym nie mam ochoty dawać wszystkim autografy i w ogóle...to męczy..-odwracam się i opieram się łokciami o barierke. Jack po chwili robi to samo. 
 - Aż tak się boisz? - mówi spokojnie 
 - Szczerze?...bardzo... - wzdycham i kryje twarz w dłoniach - Taka szansa, jak mi się trafiła zdarza się raz na milion...marzyłam o tym od kąt zaczekam jeździć na łyżwach..czyli od jakiegoś piątego roku życia.. - w tej chwili Jack lekko chwycił moją dłoń. Zarumieniłam się lekko. 
 - Wierzę w ciebie. Widziałem przecież jak jeździsz. Jesteś niesamowita. Na pewno wygrasz - uśmiecha się do mnie pokrzepiająco. Czułam jak się czerwienie, więc szybko odwróciłam wzrok. Jeezuuu, czemu on tak na mnie działa? 
 - Może chcesz się ze mną przejść? - zaproponował nagle białowłosy. Spojrzałam znów w jego oczy.
 - J-jasne...czemu nie? - uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam iść przed siebie. Jack szybko mnie dogonił i razem szliśmy parkowym chodnikiem. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy, było bardzo miło. Czułam, że znalazłam prawdziwych przyjaciół. Może i nawet lepszych niż tych z poprzedniej szkoły? Myślę, że jest w tym sporo prawdy.
 W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przed piękną fontanną. Woda z niej tryskająca pod wpływem promieni słonecznych tworzyła gdzie nie gdzie małą tęczę. Perłowa ciecz delikatnie ochlapywała moją twarz swoją bryzą, co w ten upał było bardzo przyjemne. Zamknęłam oczy, a kąciki ust podniosły się ukazując delikatny uśmiech.
 Poczułam lekkie trącenie w ramie. Zerknęłam na białowłosego.
 - Zobacz co znalazłem - wystawia przed siebie dwa grosiki - Może małe życzenie da ci odrobinę szczęścia? - podaje mi jeden z nich. Obróciłam do w palcach i zaśmiałam się pod nosem.
 - Zawsze coś - mówię z uśmiechem.  Razem z Jackiem stajemy tyłem do fontanny i chwytamy się za ręce. Zamknęłam oczy i pomyślałam swoje życzenie. Chciałabym, żeby dobrze poszło mi na mistrzostwach, dzięki czemu moje życie stawało się coraz lepsze. Również dzięki moim przyjaciołom.
 - Gotowa? - spytał białowłosy, który już najwyraźniej pomyślał życzenie.
 - Gotowa. - odpowiedziałam pewnie. Po sekundzie jak na komendę oboje jednocześnie zamachnęliśmy się za siebie. Gdy usłyszeliśmy dwa ciche pluski odwróciliśmy się szybko i patrzyliśmy jak dwa pieniążki toną i po chwili uderzają o dno. Oby życzenie się spełniło...No ale nie mogę polegać tylko na grosiku. Żeby życzenie się spełniło, sama muszę do tego dążyć. 
 - To co? Wracamy? - głos Jacka wyrwał mnie nagle z zamyślenia. 
 - Tak, chodź myślę, że mamy jeszcze czas - patrzę na zegarek - Taa, jest siedemnasta. Ale tak, wracajmy. Muszę się spakować i trzeba jechać. - sama nie wierzę, że powiedziałam to z takim spokojem.

                                                                  ~*~*~*~*~

 - I raaaz...- mówiąc to dalej rozciągałam się z lekkim grymasem na twarzy.  Prawa kostka zawisła na metalowej rurze, przyczepionej poziomo do lustra. Dociskałam tułów do kolana, robiąc można powiedzieć ,,szpagat w powietrzu,,. Patrząc w moje odbicie widziałam lekko zestresowaną blondynkę w stroju treningowym, która jak głupia robiła już trzeci raz to samo ćwiczenie. Ale nie mogę przestać, muszę być jak najbardziej rozciągnięta.
 - Jak ci idzie? - do sali nagle wszedł Jack.
 - Jak krew z nosa.. - wysapałam wycierając pot z czoła.
 - Lepiej się tak nie forsuj, bo nie będziesz mieć siły na występ. - w jego głosie wyczułam troskę.
 - Ty mi lepiej nie przypominaj, bo jak sobie pomyślę, że to już za pół godziny to... - zaczęłam paplać na jednym dechu.
 - Ok, ok, przepraszam. Nic już nie mówię. - usiadł obok mnie. Zerknęłam na niego i lekko się uśmiechnęłam. 
 -No dobra, sorki, nie chciałam - zachichotałam robiąc jednocześnie szpagat, co sprawiło, że Jack wytrzeszczył na mnie oczy. Nie powiem, trochę się zdziwiłam. 
 - No co się tak patrzysz? - spytałam zaskoczona. 
 - Nie mam bladego pojęcia, jak można być tak rozciągniętym... - lekko bełkotał, przez co się zaśmiałam. 
 - No coś ty. To nie takie trudne. Trochę ćwiczeń i też mógłbyś tak umieć - parsknęłam. 
 - Ty chyba żartujesz... - jęknął zasłaniając swoje krocze, jakby pilnie potrzebował wkroczyć do toalety. Wybuchłam śmiechem. 
 - Ktoś tu przesadza - odparłam, kiedy się uspokoiłam. Wstałam i jeszcze raz się przyciągnęłam.
 - Ehh...już czas... - jęknęłam patrząc na zegarek zawieszony nad drzwiami - No już Jack, sio, muszę się przebrać! - szybko wypchnęłam go na korytarz i zamknęłam natychmiast drzwi. Szybciutko podeszłam do swojej torby i wyciągnęłam z niej przygotowany specjalnie przez Natashe strój. Bardzo mi się spodobał. Trza przyznać, kobieta dobrze mnie zna i wie co do mnie pasuje.


Wzięłam do ręki jeszcze moje ukochane, białe łyżwy, przerzuciłam je przez ramię trzymając za sznurówki i wyszłam z sali. Przeszłam kilkoma korytarzami.
 - Wiiitamy państwa na pierwszych zawodach mistrzostw jazdy figurowej na lodzie! - usłyszałam lekko stłumiony przez ściany głos komentatora. Szybko przyspieszyłam kroku i czym prędzej doszłam do drzwi prowadzących na tafle. Koło nich stałą już nasza paczka.
 - Elsa! No nareszcie jesteś! - zauważył mnie Flynn - Wow...nieźle wyglądasz... - posłał mi ten typowy uśmiech, za co dostał kuksańca w żebra od Roszpunki.
 - Daruj sobie - dałam mu pstryczka w nos.
 - Ojj, siostra! - Anna uściskała mnie bardzo mocno - Nie mogę w to uwierzyć! Dostałaś się na te mistrzostwa i zaraz pokażesz swój niesamowity występ! - zapiszczała entuzjastycznie.
 - Taa, też nie mogę w to uwierzyć... - wdycham z lekkim uśmiechem.
 - Stresik? - objęła mnie ramieniem Merida.
 - Nawet mi nie mów... - zachichotałam - Zaraz tu chyba na zawał padnę. - wypuściłam powietrze z płuc przekrzykując się przez szalejący tłum widowni.
 - Powiiitajmy pierwszą uczestniczkę! A oto iii....To To Tomago! Przyleciała do nas prosto z Azji! - krzyknął do mikrofonu komentator. Koło nas pojawiła się trochę niższa ode mnie dziewczyna o krótkich, czarnych włosach z kilkoma fioletowymi pasemkami na grzywce. Lekko rumiana cera i brązowe oczy dodawały jej uroku.
 - Siema Snow.. - uśmiechnęła się do mnie. Wypluła z ust różową gumę balonową i przykleiła do ramienia swojego menadżera, na co on westchnął i odkleił ją ostrożnie z niesmakiem wymalowanym na twarzy.
 - Hejka To To. Życzę powodzenia - powiedziałam robiąc jej miejsce, żeby mogła spokojnie wejść na tafle. Czarnowłosa mrugnęła do mnie i z dużą szybkością wjechała na lud, na co tłom ryknął entuzjastycznie. Usłyszałam, jak włącza się muzyka.
 - Myślę, że ci się przydadzą - Natasha podała mi zatyczki.
 - O. Wielkie dzięki. -uśmiechnęłam się i szybko włożyłam waciki do uszu. Na wszelki wypadek bardziej je zakryłam i zamknęłam oczy.
 - Elsa! Zobacz, nieźle się wywaliła - zaśmiał się Hiccup, co ja z trudem usłyszałam.
 - Ciiiiii! - uciszyłam go.
 Każdy spojrzał na mnie zdziwiony. No, oprócz Natashy i Anny.
 - A jej co? Elsa, czemu nie patrzysz? - Kristoff uniósł brew do góry.
 - Kris, daj jej spokój. - siostra trąciła go łokciem w żebra.
 - Spokojnie, ona wie co robi. Nie może patrzeć na występy innych, ani słyszeć tłumu. Łyżwiarze to też ludzie. Oni mają ducha rywalizacji i też potrafią być wredni. Jeśli Elsa będzie słyszeć porażki innych, rozproszy się, bo będzie myśleć że ma o wiele większe szanse niż inni. Natomiast jeśli będzie słyszeć sukcesy innych uczestników, zbyt się napnie i jej zapał do wygranej będzie za duży i nie będzie mogła jeździć. - wytłumaczyła im moja menadżerka. Wszyscy nadal w małym szoku pokiwali głowami na znak zrozumienia.
 - Elsa, myślę, że już możesz wyciągnąć te zatyczki. - odezwał się Jack. Miał rację. Występ się skończył. Wyjęłam zatyczki z uszu i rozejrzałam się po wszystkich. Po chwili z tafli wyjechała To To z lekkim uśmiechem na ustach i od razu poszła do szatni. Zaraz potem koło nas pojawiła się osoba, której tak bardzo nie chciałam dziś widzieć na oczy.
 - Jessica... - warknęłam widząc przed twarzą jej zadziorną minę. Czarna, wyzywająca sukienka, makijaż w tym samym kolorze tylko podkreślał jej wredny charakter.
 - Witam Snow... - syknęła z wyraźną kpiną w głosie - Na prawdę nie wiem po co się tu zjawiłaś. No, chyba że chcesz zobaczyć moje piękne zwycięstwo. Ach, już widzę siebie zajmującą pierwsze miejsce, a ty biedna stoisz samotnie...ah, to jak spełnienie snów..- wdycha rozmarzona. Miałam ochotę jej przywalić, i gdyby nie to, że było tu dużo ludzi i fakt, że mogłabym być wtedy zdyskwalifikowana, najchętniej bym to zrobiła. Jej już dawno się to należy.
 - Odwal się od niej! - krzyczy wściekła Anna próbując iść w jej stronę, gdyby nie Kris, który mocno ją przytrzymał.
 - O nie, mała siostra Elsuni. Boję się! - udaje przerażenie tylko po to, aby sekundę potem ryknąć śmiechem.
 - Ja ci zaraz dam małą ty wredna... - próbuje się wyrwać ale ja powstrzymuję ją gestem dłoni.
 - Daj spokój Anka, nie warto... - patrzę zła na Jessice - Co? Nadal jesteś wściekła o te zawody w których zajęłaś drugie miejsce?
 - Tak, bo to wszystko z twojej winy! - również się wściekła.
 - Dziewczyno ty się słyszysz? Próbowałaś przekupywać sędziów, wymyślałaś niestworzone historię na mój temat! - nie mogę uwierzyć że ona ciągle wypomina mi coś, no co zasłużyła. Dziewczyna prychnęła.
 - A kto ci w to uwierzy Snow? - odzywa się z wyższością. Moja mina od razu łagodnieje w małym stopniu. Niestety ma rację.. - Tak właśnie myślałam - uśmiecha się podle.
 - A teraaaz powitajmyyy Jessice Black! Zadziorną i lekko wredną dziewczynę, dla której wygrana to najważniejszy cel! Wielkie brawa! - komentator drze się do mikrofonu, na co tłum piszczy z ekscytacji. Czarnowłosa wdycha głęboko, jakby krzyki były najczystszym górskim powietrzem.
 - Patrzcie na mistrzynie w akcji - przeciąga się wyzywająco - Kto wie Jack? - patrzy na białowłosego - Może wreszcie przejrzysz na oczy kto jest lepszy i wrócisz do mnie.. - jej uśmiech przyprawia mnie o mdłości.
 - Możesz sobie pomarzyć.. - warknął wściekle Jack, na co dziewczyna wywraciła oczami i wjechała na lód, a tłum zaczął szaleć widząc ją.
 - Nie mam zamiaru na to patrzeć... - odwróciłam się plecami do wyjścia i zatkałam sobie uszy. 
 - Nie dziwię się... -Jack również się odwrócił wyraźnie zniesmaczony całą sytuacją. Reszta natomiast zaczęła oglądać występ z małym zainteresowaniem. Pewnie po to żeby zwyczajnie kontrolować konkurencję. Nie byłam na nich zła, na ich miejscu, gdybym nie miała zaraz wystąpić też bym tak robiła. Ta...gdybym była na ich miejscu...
 Po jakiś 4 minutach piosenka się skończyła się muzyka, a wraz z nią pokaz Jessici. W końcu. Czarnowłosa z jak zwykle uniesioną dumnie głową zjechała z lodowiska zauroczona okrzykami widzów.
 - Niesamowicie jest wygrywać. Naprawdę. - zaszczebiotała piskliwie - Tylko nie połam sobie nóg Elsi... - prychnęła i ze śmiechem odeszła do szatni.
 - Ty jędzo... - warknęłam pod nosem.
 - Daj spokój, nie warto przejmować się tą lalą. - Astrid uśmiechnęła się lekko w moją stronę opierając się bokiem o ścianę.
 - Wszyscy jesteście ciekawi następnego występu? Nie dziwię się! Bo za chwilę zobaczycie prawdziwą mistrzynie łyżew, która zajęła pierwsze miejsce w niejednym konkursie! Przyjazna, zabawna i urocza dziewczyna o niesamowitych błękitnych oczach. Wieeelkiee brawa dlaaaa Elsy Snooooow! - wykrzyknął komentator, a publiczność zawyła z radości. Przełknęłam głośno ślinę. To już czas.
 - No kochana. - Natasha stanęła przede mną i złapała za ramiona. - Spokojnie młoda. Jesteś świetna i uwierz w siebie. Dasz radę. Na pewno. - uściskała mnie - Powodzenia. - stanęła koło wejścia na tafle, gotowa obejrzeć mój występ. Ta rudowłosa kobieta jest może często wredna i sarkastyczna, ale znam ją. Tak naprawdę jest bardzo miła i pomocna. Zawsze wyciąga do mnie pomocną dłoń. Nie żałuję, że to właśnie ją wybrałam na swoją menadżerkę. Jest do tej roli idealna.
 Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. W tym momencie przede mną stanęła nasza paczka.
 - To co młoda, powodzonka. - Kristoff poklepał mnie po ramieniu.
 - Wygrasz - powiedzieli jednocześnie Flynn i Hiccup.
 - Jesteś naaajjjnepsza! - zapiszczała Roszpunka z Meridą i Astrid.
 - Siiiiskaaa! - rzuciła się na mnie Ania - Kocham cię, i wiem że wygrasz z palcem w nosie! - podskakiwała ze szczęścia.
 - Dzięki siostra - poczochrałam jej włosy. Podszedł do mnie Jack.
 - Ten no...powodzenia Elsa. Na pewno pójdzie ci świetnie. - chwycił lekko moją dłoń z delikatnym uśmiechem, na co ja zarumieniłam się.
 - Dziękuję Jack... - powiedziałam nerwowo wkładając kosmyk włosów za ucho.
 - Grupowy uściiisk! - krzyknęła Ross. Wszyscy ze śmiechem okrążyli mnie i przytulili, a ja sama, objęłam ich jak tylko byłam w stanie. Czułam, jak błyszczą mi oczy.
 - Bardzo wam dziękuję kochani. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi o jakich mogłabym pomarzyć... - powiedziałam wzruszona. Oni wszyscy rozstąpili się ukazując mi wejście na taflę. Z uśmiechem podeszłam bliżej i ustawiłam łyżwę na tafli. Czas zaczynać. Czekałaś na to Elso. Długo. Bardzo długo. Już czas. Poradzisz sobie. Dla Natashy. Dla przyjaciół. Dla rodziców.
 Wzięłam wdech, zamknęłam oczy i odepchnęłam się, wjeżdżając na lud. Zgaszone światła. Jedynie reflektory wszystko oświetlały. Uśmiechnęłam się pod nosem, a do moich uszy dobiegły głośne krzyki i skandowania widowni.




4 komentarze:

  1. Czemu taki moment!? Serce mi waliło jak głupie! A ty? Przerwałaś! XD

    PS. Mam wrażenie że któraś z was opowiada o swoim życiu xd
    PS2. Wyobrażacie sobie Wróżbitę Macieja we włosach Meridy? Bo ja niestety to zrobiłam XDDD
    Pozdrawiam was laski i weny życzę bo rozdziały coraz lepsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mało mi, mało mi, więcej, więcej.
    (Prosze o wybaczenie jeśli to jest samolubne ale poprostu, w takim momencie...?)
    Weny, radości z pisania i dużo pozytywnych i motywujących komentarzy życze.
    Klemcia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że może się to wydać nieco aroganckie i egoistyczne, ale, hej, ja chcę więcej! Jak mogliście przerwać w takim momemcie? To zbrodnia!

    Rozdział świetny, opowiadanie coraz bardziej mi się podoba... weny, dziewczyny, trzymajcie się i tak dalej <3

    OdpowiedzUsuń